Ach te wakacje :) przez wyjazd nad jezioro trochę się zaniedbałem. Pierwszy dzień wakacji (bez komputera i internetu o zgrozo!) zacząłem biegiem rozpoznawczym trasy dookoła jeziora. Dzięki zjedzonemu wcześniej na szybko "kebabowi" (celowo w cudzysłowie) bieg zakończył się przyspieszonym powrotem do domku letniskowego już po 3 kilometrach zapis z Endomondo.
Niestety "jeziorny tryb życia" nie sprzyja treningom :) więc było tylko raz. Za to zaliczone kilka kilkukilometrowych spacerów po lasach i trochę pływania, więc się zbilansowało... (mam nadzieję)
Dzisiaj miałem nadzieję na przejście do drugiego etapu mojego planu treningowego, ale rzeczywistość zweryfikowała moje zapędy już po niecałych 10 minutach, kiedy zacząłem łapać zadyszkę... Pomyślałem sobie, że trzeba będzie powtórzyć sumiennie 10 tydzień treningów, tym razem bez ściemy etc. Bolesna kolka po następnych 15 minutach potwierdziła moje obawy i postanowienia, ale jakoś dałem radę dobiec do końca :) (chociaż miałem chwile zwątpienia). Summa summarum 6 kilometrów z groszami zrobione, czyli jest dobrze ale nie tragicznie.
Postanowiłem też urozmaicić sobie życie wprowadzając kolejne atrakcje w postaci robienia brzuszków i pompek. Wszystko oczywiście zgodnie z "planem" :) Bo jak się bawić, to się bawić - brzucha zgubić, muły zostawić :) - wszystko tanim kosztem - sposobem domowym.
Dodam jeszcze, aby dopełnić wpisów i "obowiązku kronikarskiego", że od ostatniego wpisu oczywiście trochę się ruszałem. Brak wpisów spowodowany był brakiem dostępu do internetu i generalnie niechęcią do spamowania :)
I jeszcze landszafciki znad jeziora:
Dziękuję za uwagę :)